Legia Warszawa zrobiła dziś to, co powinna zrobić już w pierwszym spotkaniu, czyli wysoko pokonała mistrzów Irlandii i pewnie awansowała do III rundy eliminacyjnej Ligi Mistrzów. 5:0 to wynik, którym można się zadowolić, bo przecież przed tygodniem Legia się męczyła i zremisowała z pół-amatorami z Zielonej Wyspy i dziś musiała pokazać, że jest w pełni profesjonalną, wysoko mierzącą drużyną. To się w pełni udało, bo myślę, że te pięć bramek zamknęło usta krytykom, którzy skreślali Legię po dwóch słabych meczach, które przecież o niczym nie świadczą. Mistrzowie Polski dziś pokazali, że zeszłotygodniowy remis to była wpadka przy pracy oraz, że są w pełni gotowi na starcie z wielkim, przynajmniej w zeszłej dekadzie Celtikiem. Najpierw wróćmy do dzisiejszego meczu, który lepiej zaczęli ... Irlandczycy. Gospodarze na początku próbowali zrobić wszystko, by zdobyć cenną bramkę, ale na szczęście Legii im się to nie udało. Dopiero w dziesiątej minucie pierwszy strzał oddali piłkarze ze stolicy Polski, ale akurat on nie zaskoczył bramkarza gospodarzy. W minucie 13. piłka wpadła do siatki St. Patrick's, ale sędzia słusznie gola nie uznał, bo na pozycji spalonej znalazł się strzelający Kucharczyk. Z czasem szturm gospodarzy ustał i do słowa mogła dojść Legia. W 25. minucie swoją wartość w zespole po raz kolejny pokazał Radović, który pokonał bramkarza gospodarzy i Legia wyszła na prowadzenie, które już dawało jej awans. Gorąco było w minucie 33, bo Kuciak, a dokładnie jego świetny refleks uratował Legię przed stratą gola. Wynik do końca połowy nie uległ zmianie i mistrzowie Polski schodzili do szatni z premiującym, jednobramkowym prowadzeniem. Z szatni na drugą część gry Legia wyszła jeszcze bardziej zmotywowana, co potwierdza to, że w drugiej osłonie dzisiejszego spotkania Legioniści zdobyli cztery bramki, czym dobili piłkarzy z Dublina. Drugi gol dla Wojskowych padł w 69. minucie, a do siatki trafił Michał Żyro. W 82. minucie po raz kolejny na listę strzelców wpisał się Radović i Legii awansu nie mógł zabrać już nikt ani nic. W 87. minucie Legia dostała prezent od St. Patrick's, ponieważ po strzale Koseckiego Clarke wrzucił piłkę do swojej siatki. Swą gościnność w doliczonym czasie gry potwierdzili gospodarze, którzy obdarowali Legię kolejnym prezentem. Po rzucie rożnym Irlandczycy strzelili kolejną bramkę samobójczą, ale tym razem wcale niebrzydkim strzałem głową popisał się Byrne. Był to ostateczny cios w piłkarzy Świętego Patryka, którzy podchodzi do tego meczu z wielkimi nadziejami, a Legia sprawiła, że zaliczyli bolesny koszmar, zamiast pięknego snu o dalszej fazie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz